KUP LUB ODBIERZ W NASZYM SKLEPIE
Ładnie grają, do wirtuozerii to im wprawdzie daleko, ale to i lepiej, bo punk 77 to nie filharmonia. Z zamieszczonego w poprzednim numerze Garażu wywiadu z zespołem nie wynikło, kto konkretnie ukrywa się pod szyldem Anti Dread, lecz kto by to nie był to przyznać trzeba, że zrobił kawał niezłej roboty trafiającej w gusta wielbicieli staro-punkowych rytmów. Duża dawka melodii, archaiczne brzmienie i teksty o seksualnym molestowaniu mężczyzn i problemach okresu dojrzewania, które w przypadku brzydszej połowy ludzkości kończą się dopiero wraz z zejściem z tego świata. Większość kawałków spokojnie nadaje się do gwizdania przy goleniu, a kiedy w utworze “Miękkie serce” pojawiają się delikatne dźwięki pianina akompaniujące wersom opisującym wrażliwość męskiej natury to atmosfera robi się tak romantyczna jak w twórczości średniowiecznych trubadurów sławiących swą wybrankę (tyle tylko, że ówczesne damy miały chyba jednak nieco subtelniejszą naturę od adresatki wyżej wymienionego kawałka). Na deser trzy utrzymane w podobnym muzycznie klimacie covery, z których najlepiej wypadł “Antisocial” Skrewdrivera, a najgorzej niestety “Pretty Vacant” Pistolsów, jakoś tak zupełnie bez życia zagrany, co ma się nijak do jego oryginalnej wersji. Pozytywnie zaskoczył natomiast “Police On My Back” z repertuaru Eddy Granta, grany także przez The Clash, który nigdy wielkim przebojem nie był, a tu w polskojęzycznej wersji może przeżyć swą drugą młodość. A jako, że nie samą muzykę żyje człowiek, więc w środku płyty jeszcze mały plakacik ze zdjęciami “gwiazd punk rocka” sprzed niemal 30 l at. (Andrzej Kuspiel)